W zasadzie przeżywam czas nierozegranych dominowych partii. Najpierw była leśniczówka i zawsze miałem w niej wspaniałe, jesienne dominobranie. Tym razem dotarłem do niej wprost z lotniska, które jak jakaś supernova postanowiło wziąć nas w jasyr i uczynić z naszego szalonego japońskiego wehikułu swego satelitę. A po takiej grze wstępnej żadna partyjka w domino cię nie wyprostuje. Zgodnie z zaleceniami Behemota potrzeba czystego spirytusu… Potem TAM odwiedziła mnie Muza i sądziłem, że rozegramy choćby jedną partię jako zadośćuczynienie tych wrześniowych, nierozegranych w Grecji. W jakim błędzie byłem… Lecz nie żałuję bo czas w objęciach Muzy liczy się podwójnie jak gole strzelone na boisku przeciwnika (…) Potem też nie pograliśmy z Makgajwerem bo było tyle do obgadania. Więc wróciłem TAM. I tak samo skończyło się spotkanie z Dominową Dominą i Drukarzem (i niech Zastępy Niebieskie rozprawią się surowo z jego zeszłym pracodawcą). Więc znowu powróciłem TAM. Wprawdzie do 3 razy sztuka ale nadzieja umiera ostatnia więc aby nie nudzić się TAM postawiłem łykiend spędzić ….aan Zee. Zabrałam domino z parapetu (prezent od Muzy) ale zapracowane chłopaki przegrały z Morpheuszem aby być gotowymi na poprowadzeniem mnie nad kanałami:
Nierozegrany czyli wpuszczony w kanał
Napisane przez Kuba Libre
Jam jest Kuba Libre. Naczelny Dominokanin. Miłośnik gier „bez prądu”. Takich, przy których trwonili czas (oraz pieniądze) nasi przodkowie. Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje domino. Nie propaguję jednak domina jako gry turniejowej. Wolę raczej preferowany na Karaibach, wariant rodzinno-barowy czyli w małym kameralnym gronie często przy szklance piwa bynajmniej nie bezalkoholowego. Zobacz wszystkie wpisy, których autorem jest Kuba Libre
Opublikowano