Z Muzą oraz córką i ich kocurem dzielę kwadrat w mieście upadłym gdzie na głównej ulicy życie wymiera. W dzień działa parę aptek, ciucholi, lombardów, sklepów „wszystko z 1 euro“ i kebabów a wieczorami hula wiatr. A jeszcze przed wojną to była szykowna ulica z mnóstwem kawiarnianych ogródków. Nawet za komuny więcej tam było życia niż teraz. To miasto jest smutne i biedne w wielu wymiarach. Według ekipy rządzącej miastem, mieszkańcom nie zależy na tym, żeby w mieście było życie. Zależy im tylko na tym, żeby tanio kupować. Sklepy i knajpy w centrum plajtują, bo ludzie do nich nie chodzą, za to wciąż chcą nowych dyskontów. Moim zdaniem wymieranie centrum to wina decyzji prezydenta i jego przybocznych pragnących władzy po wsze czasy, którzy zamiast walki o nowe, godziwie płatne miejsca pracy, pomni dawnej industrialnej chwały, chcą śnić o turystycznym odrodzeniu, wskrzeszając duchy przeszłych zabytków techniki. Więc czeka nas los japońskiego miasta Yubari z wyspy Hokkaindo . Od 1943 wydobywało się tam węgiel. Czas prosperity trwał mniej więcej do początku lat 60-tych. Miasto liczyło wówczas 120 tys. mieszkańców. Wtedy zaczął się stopniowy upadek kopalni. Pomimo ogromnych dotacji państwowych reorientacja lokalnej gospodarki na turystykę i kulturę okazał się mrzonką: upadł górniczy park rozrywki oraz międzynarodowy festiwal filmowy. Obecnie zamieszkuje tam mniej niż 9 000 mieszkańców – głównie ludzi po 60-tce więc władze prowadzą głównie politykę, która polega na uporządkowanym wycofaniu się z peryferii do centrum, na kontrolowanej likwidacji części instytucji publicznych z naciskiem na profilaktyczną opiekę zdrowotną dla seniorów. Kiedy moje miasto wymrze jak Yubari wówczas winni upadku lokalni dysydenci wymrą wraz nim lub zasłonią się starością, a ja oby mając trochę zdrowia i spokoju poszukam paru chętnych do partyjki w domino na opustoszałej głównej ulicy miasta upadłego tak jak pół wieku temu grywało się na ulicach Nowego Yorku:
bo dziś grywa się tam inaczej…
Czas zarazy to zapaść turystyki miejskiej. Ludziska przymusowo spędzili dużo czasu w swoich domach, teraz pragną przestrzeni, świeżego powietrza, bliskości z naturą, aktywnego wypoczynku a najlepiej z dala od większych skupisk ludzi…
najlepiej w kolejce do kolejki na Kasprowy lub Śnieżkę…
dlatego Muza i ja przyjęliśmy zaproszenie Makgajwera aby napić się piwa w schronisku pod Klimczokiem ale docierając tam mniej oczywistym szlakiem z Bystrej choć oboje raczej gardzimy rekreacja fizyczną