W czasie zarazy NBA po resecie kończy rozgrywki w (nomen omen) Disneylandzie. Mecze odbywają się bez udziału publiczności, ale doping na żywo mają zapewniać kibicie zgromadzeni na wirtualnej widowni czyli 17 metrowych ekranach LCD dzięki aplikacji, którą i ja zmuszony jestem używać do spotkań w pracy. Powrót sportu „na żywo“ jest ważny dla świata zakładów bukmacherskich, który poniósł wielkie straty bo nie było czego obstawiać. Ale kiedyś nie byłem tego świadomy. Telewizja w Polsce pierwsze swoje relacje z NBA prezentowała z półrocznym poślizgiem. W czasach przedinternetowych, nie byłem tego świadomy i szczerze mówiąc niewiele mnie to obchodziło, bo dopiero co skończyły się czasy dwóch programów w jedynej, słusznej, podporządkowane reżimowi TV, a meczów nie obstawiałem i nie obstawiam. Wtedy tak jak w snookerze kibicowałem Jimmy’emu White’owi, tak w NBA moje serce skradli Portland Trail Blazers i Clyde „Glide“ Drexler czyli wówczas wiecznie drudzy. Oglądałem NBA dopóki transmisje nie przeszły do płatnych telewizji. I jakoś do tego nie wróciłem tak jak niedawno do oglądania snookera. Cieszy mnie jednak fakt, że obecnie wśród graczy NBA jest wielu fanów domina. Poniżej na zdjęciu Kevin Durant, jeden z najlepszych koszykarzy kończącej się dekady, grający w domino podczas spotkania z osadzonymi w więzieniu stanowym w San Quentin w 2016 roku:
Nie dziwi mnie, że w czasach społecznych i politycznych zawirowań na tle rasowym to właśnie gracze NBA zdecydowali się na bojkot rozgrywek w kraju gdzie praktycznie do połowy lat 60. XX wieku obowiązywał system segregacji rasowej a ich postępowanie piętnuje prezydent, beneficjent systemu, który stworzyli bogacze pędzący dostatnie i próżne życie na swych plantacjach dzięki niewolniczej sile roboczej. To zresztą dzieci tych bogaczy zaczęły ze zbytku w wolnym czasie uprawiać sport, którego gwiazdami w czasach kultury popularnej i społeczeństwa masowego stają się niejednokrotnie potomkowie niewolników…