Tydzień dokonałem tego co nie było dane Ikarowi: odfrułem z wyspy szczęśliwej choć nie grzeszę zaufaniem dla wynalazku braci Wright, który zapewne ku uciesze Dedala i Leonarda da Vinci, stał się obecnie powszechnym i egalitarnym środkiem podróży. Wszelako długa podróż to zawsze wyzwanie: jak zapełnić czas podczas przemieszania się autobusem, pociągiem, samolotem lub oczekiwania na dworcu czy lotnisku? Można oczywiście odnaleźć (głównie w sobie) Małego Prinza i podyskutować o różach ale ja szukałbym raczej rozwiązań bardziej przyziemnych i mniej introwertycznych. Może partyjka w domino? Ja, bojący się latać, raczej nie potrafiłbym jak prawdziwi wojownicy w czasie lotu zagrać sensownie w domino. Ale bez trudu potrafią to uczynić nieustraszeni amerykańscy generałowie w surowych wnętrzach transportowca lub zawodowi koszykarze z NBA w luksusowej salonce odrzutowca:
Może gra w domino to remedium na awiofobię?! Nie za bardzo: przecież szary człowiek nie podróżuje jak dżentelmeni powyżej: ani tak ascetycznie ani tak luksusowo. Współczesne „tanie latanie“ to raczej wyzwanie dla cierpiących na agorafobię i klaustrofobię…
Kuba Libre na „dobry lot“ poleca:
na start „Shoot to Thrill“ a podczas lądowania „Highway to Hell“.
AC/DC rulez…