udało nam się tym roku zrealizować pomysł na budżetowe wakacje w Grecji: dwa wyjazdy do skromnych pensjonatów na początek i koniec sezonu; tylko Muza i ja – tylko plaża i proste żarło jak w pokoju A2; tym razem byliśmy na koniec sezonu: było słonecznie (i bezsztormowo) i tylko silny wiatr (który w końcu rozpalił moje korzonki) uniemożliwiał mi codzienne snurkowanie za muszelkami w moich nowych, żółtych płetwach ale dominowania na plaży było mało:
tym razem pod Olimpem mieszkaliśmy aż na II piętrze: na balkonie był wypasiony stół ze szklanym blatem idealny do owocowo-metaxowego czilałtu przy Triles:
dotarliśmy tam i z powrotem jak zwykle autobusem i czekanie na odjazd skróciło nam pożegnalne, nielapidarne trilesowanie:
lektura:
Ja, Klaudiusz Robert Graves
i o tym tyle…