TAM jakoś mi nie szła lektura „Gry w klasy”. Bo w końcu to nie byłem na paryskim bruku… Ale akuratna okazała się lektura „Cholonka”. Nie wszystkim pasuje w jaki sposób w swojej quasi-biograficznej powieści Janosch opowiada o ulicy, której już nie ma. Jego wspominki to nie „cudowne lata”. To raczej coś w stylu Rafała Paczesia, gdy opisuje „swoją” łódzką kamienicę… Ja to kupuję więc już potem nie strawiłem lajtowej wersji Teatru Korez, niewątpliwie złagodzonej przez użycie śląskiej godki. Pamiętajmy, że językiem natywnym oryginału jest niemiecki. Więc Schwientek (a nie Świętek) „nigdy nie zdejmował kapelusz’ i „miał tylko jedno ubranie. I jeśli mu ktoś podarował drugie, natychmiast je sprzedawał i przepijał forsę”. Szczęście definiował tak: „Najważniejsze, żeby człowiek miał co kurzyć, kąsek chleba z cebulą, coś do posmarowania tego chleba i żeby był zdrowy. A jeśli jeszcze od czasu do czasu masz swojego sznapsa, to jesteś bracie, królem!” Genialne. Ja dodałbym do tego partyjkę domina:
Schwientek
Napisane przez Kuba Libre
Jam jest Kuba Libre. Naczelny Dominokanin. Miłośnik gier „bez prądu”. Takich, przy których trwonili czas (oraz pieniądze) nasi przodkowie. Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje domino. Nie propaguję jednak domina jako gry turniejowej. Wolę raczej preferowany na Karaibach, wariant rodzinno-barowy czyli w małym kameralnym gronie często przy szklance piwa bynajmniej nie bezalkoholowego. Zobacz wszystkie wpisy, których autorem jest Kuba Libre
Opublikowano